LUDZIE NA DRZEWACH | HANYA YANAGIHARA

"Piękni ludzi wywołują obezwładniający podziw nawet u tych, którzy mają się za nieczułych na aparycję, a towarzyszącą temu lęk, swoista rozkosz i nagła przykra świadomość własnej ułomności/ Nie, ani inteligencja, ani wykształcenie, ani pieniądze nie mogą dorównać pięknu ani go przewyższyć czy zanegować.

"Ludzie na drzewach"
Hanya Yanagihara
Wydawnictwo W.A.B.
Data wydania 13/09/2017
Liczba stron 576

Norton Perina tuż przed uzyskaniem dyplomu dołącza do wyprawy naukowej w niezbadane rejony Pacyfiku. Jej celem jest poznanie tajemniczego plemienia żyjącego na jednej z mikronezyjskich wysp.
Naukowcy pilnie obserwują życie codzienne tubylców, jednak uwagę Nortona przykuwają ludzie, którzy są na marginesie życia społecznego plemienia- fizycznie sprawni sześćdziesięciolatkowie, u których występuje zaawansowana demencja. Ze strzępów ich wypowiedzi wynika, że każdy ma ponad sto kilkadziesiąt lat. Czyżby ekspedycja była bliska odkrycia sekretu nieśmiertelności?
Wyprawa w niezbadane rejony Pacyfiku sprawia, że życie Periny nigdy nie będzie już takie samo.


          Czuję, że ta recenzja będzie długa. Zawsze staram się pisać krótko i na temat, tak by Was nie zanudzić, jednak z tą książką musi i będzie inaczej. Mam nadzieję, że dotrwacie do końca, bo do powiedzenia mam tym razem wyjątkowo dużo.



          Ta pozycja to wspaniała książka, ale dla wytrwałych czytelników. "Ludzi na drzewach" czytałam bardzo długo, złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze początek jest nudny jak flaki z olejem, obawiałam się, że tak będzie do samego końca, a ja tę książkę będę czytała kilka miesięcy. Na szczęście, później było lepiej. Po drugie, nie lubię długich opisów, zwłaszcza przyrody. Tu jest ich pod dostatkiem, jednak przyznam szczerze, że wyspa U'ivu tak mnie zafascynowała, że długie opisy przyrody i kultury tubylców mnie nie nudziły, wręcz czytałam je z wielkim zaciekawieniem. Po trzecie, nie umiałam się "wgryźć" w tę historię. Pierwsze 200 stron szło mi bardzo opornie, ale ja nie chciałam przeczytać tej książki na siłę. Z dwóch powodów- druga powieść tej autorki "Małe życie" ("Ludzie na drzewach" to debiutancka powieść Hanya Yanagihara'y) jest światowym bestsellerem. Wiele osób twierdzi, że "Ludzie na drzewach" nie dorównują "Małemu życiu", ale mimo wszystko warto tę pozycję przeczytać. Dlatego cieszę się, że w pierwszej kolejności sięgnęłam po "Ludzi na drzewach", bo bardzo podobała mi się ta książka i teraz jestem niemal pewna, że "Małym życiem" będę zachwycona.

Dosyć długo czytałam tę książkę, bo nie chciałam robić tego na sile. Z pewnością odebrałoby mi to przyjemność z czytania, a przecież nie o to chodzi. Mogłabym nie docenić tej książki i zbyt pochopnie negatywnie ją ocenić, a tego nie chciałam.

          Narracja w tej pozycji jest pierwszoosobowa, co bez wątpienia jest plusem tej książki. Perina podsumowuje swoje życie. Opowiada o swoim dzieciństwie, studiach, pracy w laboratorium i wyprawie w niezbadane rejony Pacyfiku. I tak naprawdę od momentu wyruszenia w tą niesamowitą podróż, książka mnie naprawdę wciągnęła. Życie mieszkańców mikronezyjskich wysp, które odwiedził Norton wraz z innymi naukowcami różni się bardzo od naszego. Ich kultura jest, można powiedzieć.. kontrowersyjna. Oczywiście dla nas. W pewnym momencie doznałam szoku, niestety nie mogę Wam powiedzieć co wywołało we mnie takie emocje, bo być może sięgniecie kiedyś po tę książkę, a nie chce Wam psuć zabawy z lektury. Jednak Ci z Was, którzy "Ludzi na drzewach" przeczytali bez wątpienia wiedzą o co mi chodzi.

          Jeśli chodzi o bohaterów to było ich tu sporo, jednak to z Norton Perina gra tu pierwsze skrzypce. W końcu historię poznajemy jego oczami. Perina jest bardzo "trudnym" człowiekiem. Jego sposób bycia jest irytujący, ma stanowczo za duże mniemanie o sobie. Jednak gdyby taki nie był, to czy osiągnąłby to co osiągnął? Pewnie nie. Chociaż przeraziło mnie to jak dużo jest w stanie zrobić, by dopiąć swego. Nawet kosztem innych ludzi. Norton wywołał u mnie naprawdę wiele skrajnych emocji. Już na początku miałam do niego złe podejście (gdy wspominał pracę w laboratorium), później nie było wcale lepiej. Wyprawa w niezbadane rejony Pacyfiku nie zmieniła w nim nic. Dalej był oschłym, zbyt pewnym siebie, odpychającym człowiekiem. Jednak w pewnym momencie polubiłam go, może polubiłam to za dużo powiedziane. Podziwiałam go za to co zrobił (Ci, którzy czytali tę książkę pewnie domyślają się o co mi chodzi), chociaż wiem, że zdecydował się na to bo "czegoś" mu brakowało, bo chciał zapełnić pustkę i być może odkupić swoje winy. Jednak mimo wszystko cieszyłam się, że jest w nim chociaż trochę serdeczności i byłam pewna, że skończywszy tę książkę będę miała do niego obojętny stosunek, a może nawet odrobinkę pozytywny. Jednak ostatnia część sprawiła, że namiastka sympatii jaką go obdarzyłam zniknęła wraz z końcem ostatniej, siódmej części książki.

"Są dzieci, którym życie utrudnia złe zachowanie, brak osobowości lub niedostatek zdrowego rozsądku, czemu winne są geny lub okoliczności, i są takie, dla których życie jest trudne samo w sobie."

          Wszystko, absolutnie wszystko zmieniło się po przeczytaniu postscriptum. Zakończenie "Ludzi na drzewach" jet naprawdę mocne, szokujące i wywołujące lawinę emocji, niekoniecznie tych pozytywnych. Poczułam złość, bo poznałam oblicze Nortona, którego wolałabym nie znać. Mało tego, wolałabym żeby tego oblicza w ogóle nie miał. I teraz nasuwają się pytania.. Czy wielkie umysły mają prawo do życia poza wszelkimi granicami etyki? Czy dla nich nie istnieją żadne zasady moralności? Czy mogą przekraczać granice? Czy to, że są wybitnymi, docenionymi naukowcami sprawia, że mają prawo krzywdzić i nie ponosić za to odpowiedniej kary?

          Bez wątpienia "Ludzie na drzewach" jest powieścią kontrowersyjną i momentami bardzo poruszającą. Nie sposób jednak w tej książce znaleźć szybkiej, pełnej napięcia akcji oraz wielu dialogów. Ta książka to w 90% opisy, które na początku bardzo mnie męczyły. Jednak od około 200 strony wciągnęłam się w tę historię, a ostatnie dwie części oraz epilog i postscriptum przeczytałam jednym tchem!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

Big Fat Burger | Trefl Joker Line

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją gry "Big Fat Burger" oraz z trzema rozdaniami! Dzięki uprzejmości wydawnictwa Trefl Joker Line mam dla Was 6 gier! :)
"Big Fat Burger" x2 do wygrania na moim instagram'ie, link TUTAJ.
"Bystre główki" x2 do wygrania na facebook'u, link TUTAJ.
"Duże i włochate" x2, do wygrania będzie tutaj, na blogu. Więcej informacji znajdziecie na dole. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii na temat tej gry to zapraszam Was TUTAJ.


Big Fat Burger
Wydawnictwo Trefl Joker Line
Autorzy: Mikołaj Białko, Michał Dzięgiel, Michał Ociepka
Czas gry 30 min.
Wiek +8
Liczba graczy 2-5

"Czy jesteś wystarczająco szybki, aby zostać mistrzem? Gra "Big Fat Burger" przenosi nas do kultowej burgerowni. Gracze wcielają się w speców od grillowania, którzy walczą o prymat w najlepszej knajpie w mieście. Ich zadaniem jest zrealizowanie jak największej liczby zamówień na burgery oraz zadbanie o żołądki i dobre samopoczucie klientów. Rywalizacja jest bezpardonowa. Żaden z uczestników nie cofnie się przed niczym, aby wykosić konkurencję i osiągnąć tytuł mistrza burgerów."


"Big Fat Burger" to gra karciana, w której gracze wcielają się w pracowników burgerowni. To co, rozkładamy obrus i gramy? Nie, nie pomyliłam się. Zamiast tradycyjnej planszy w tej grze jest obrus. Przyznam szczerze, że po rozpakowaniu zawartości pudełka bardzo się zdziwiłam gdy wzięłam go do ręki. Co prawda, okazało się, że jest on zbędny, spokojnie można grać bez jego użycia, ale po co? Skoro tak bardzo cieszy oko :)

CEL GRY
Zrealizowanie jak największej liczby zamówień na burgery.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA
* 85 kart zamówień/ składników
* 24 karty specjalne
* karta pierwszego gracza
* 5 kart postaci
* 5 kart pomocy
* 5 kart bonusów
* 4 karty torów
* 10 żetonów gracz
* obrus do gry

ROZGRYWKA
1. Gracze rozkładają obrus, na którym powinno się znaleźć 9 kart- 4 karty torów u góry i 5 kart bonusów po lewej stronie.
2. Wybieramy pracownika burgerowni jakim chcemy grać i pobieramy kartę oraz dwa żetony z jego podobizną.
3. Należy potasować karty zamówień/ składników i położyć karty zamówienia na pierwszym polu każdego toru.
Każdy gracz dostaje 1 kartę ze składnikiem oraz dwie karty specjalne. Jeden z uczestników dostaje kartę pierwszego gracza, co oznacza, że zaczyna rozgrywkę.
4. Karty specjalne należy ułożyć w pobliżu graczy.
5. Na pierwszym polu każdego toru należy położyć po jednej karcie zamówień z wcześniej potasowanego stosu. Pozostałe karty układamy w trzy mniej więcej równe stosy i umieszczamy tuż obok obrusu.
6. Gracze wykonują swoje rundy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, począwszy od gracza, który posiada kartę pierwszeństwa. Na początku każdej rundy (jeśli mamy wolny żeton gracza) należy zarezerwować jedno z dostępnych zamówień na stole. Jeśli wolne zamówienie pojawi się podczas tury, rezerwacja jest dobrowolna.
7. Podczas swojej rundy gracze mogą wykonać dwie z trzech akcji (przy czym żadnej dwa razy w jednej rundzie):
* dobrać dwa składniki
* pociągnięcie jednej karty specjalnej
* zrealizować jedno z zajętych przez gracza zamówień

Jak wygląda realizacja zamówienia? Gracz odrzuca wskazane wskazane na karcie zamówienie karty składników i pobiera ze stosu tyle kart ile było warte jego zamówienie. Musi również pobrać napiwek zależny od tego, w którym rzędzie znajdowała się akurat karta realizowanego zamówienia.

8. Na koniec swojej tury gracz musi przesunąć dowolne zamówienie o jedną pozycję w dół toru, jednak nie można przesunąć zamówienia, jeżeli pole pod nim jest zajęte innym zamówieniem. Jeśli zamówienie opuści tor, to gracz, który posiadał na niej swój żeton musi oddać ze swojej puli jednego dolara. Jeśli nie można w danej chwili odliczyć jednego dolara, to należy zapisać brakującą kwotę na kartce.
Jeżeli na koniec rundy gracz posiada więcej niż 5 kart składników, to nadmiarowe karty musi rozdać innym graczom.

ZAKOŃCZENIE GRY
Gdy tylko jeden z rzędów kart składników/ zamówień skończy się, wtedy gra dobiega końca. Aktywny gracz może dokończyć swoją rundę, a po nim swoje rundy wykonują pozostali gracze zgodnie z ruchem wskazówek zegara, aż do gracza na prawo od rozpoczynającego. Osoba, która zebrała największą liczbę kart (dolarów)- zostaje mistrzem burgerów!

Jak uzupełniać tory z kartami zamówień? W dowolnym momencie gry, gdy tylko zostanie odkryta karta ze składnikiem i widoczną na niej cyfrą, to należy sprawdzić, czy tor o tym samym numerze nie zawiera karty zamówienia w pierwszym rzędzie. Jeśli pole jest zajęte, to nic się nie dzieje. Jeśli natomiast pole to jest puste to należy wybrać jedną z trzech odkrytych kart składników i umieścić ją na stronie zamówienia w odpowiednim torze.


***

Przyznam szczerze, że na początku gra wydawała mi się bardzo skomplikowana. Okazało się, że gra sama w sobie jest bardzo prosta, jednak instrukcja nie jest dopracowana. Zdecydowanie mogłaby być "jaśniej" opisana, ułatwiłoby to na pewno pierwsze rundy.

Jakie są moje wrażenia po rozegranych kilku rundach? Bardzo pozytywne! Mimo początkowych niejasności gra jest bardzo prosta, a rozgrywka szybka. Różnorodność kart gwarantuje, że każda runda będzie inna, nie ma mowy o monotonności. Karty specjalne są "wisienką na torcie". Dzięki nim można krzyżować plany innych graczy.
W "Big Fat Burger" lepiej się gra w większym gronie, wtedy wyczuwalna jest większa rywalizacja. Niestety w dwie osoby nie ma takich emocji jak w przypadku większej ilości graczy.

Nie mogę przejść obojętnie obok wydania tej gry. Obrus jak już wspomniałam wcześniej jest ciekawym zamiennikiem tradycyjnej planszy. Do tego jakość wykonania jest naprawdę wysoka, a grafiki są bardzo ładne. Całość jednak mogłaby być schowana w mniejszym kartonie, wtedy zajmowałaby o wiele mniej miejsca. Jednak jest to najmniejszy problem :)

PLUSY
+ proste zasady
+ możliwość grania w większym gronie
+ szybka rozgrywka
+ piękne wydanie

MINUSY
- niedopracowana instrukcja
- za duże pudełko

Ogólna ocena 6,5/10

"Big Fat Burger" świetnie sprawdzi się w rodzinnym gronie,
ale również podczas spotkań ze znajomymi. Gra jest odpowiednia zarówno dla młodszych jak i starszych graczy.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Trefl Joker Line


ROZDANIE
Jak wspomniałam na początku dzięki uprzejmości Wydawnictwa Joker Line mam dla Was kilka gier. Dwa rozdania podałam Wam już na początku posta, teraz czas na trzecie. Do wygrania 2x "Duże i włochate". 
Co trzeba zrobić by wziąć udział?
W komentarzu wyrazić chęć wzięcia udziału w rozdaniu.

Puść wodze fantazji! :) 

UWAGA! Jeśli chcecie wysłać zdjęcie/ grafikę lub cokolwiek innego co w komentarzu zamieścić nie możecie to wyślijcie swoje zgłoszenie na mojego e-maila: magdalena.zeist@gmail.com, w tytule wpiszcie "DUŻE I WŁOCHATE". Jeśli zdecydujecie się na wysłanie e-maila to proszę, żebyście zostawili pod tym postem w komentarzu informację, że zgłoszenie zostało wysłane meilem i z jakiego konta skomentowaliście post :)

Będzie mi miło jeśli polubisz moje profile na facebooku oraz instagramie, oraz profil Trefl Joker Line.


*Rozdanie trwa od 06.01.2018 do 13.01.2018

*Wygrywają dwie osoby

*Zwycięzców wybiorę najpóźniej 15.01.2018 i wygrane osoby zostaną podane w komentarzu pod tym postem. Jeśli chcecie możecie zostawić w komentarzu meila, wtedy w przypadku wygranej wyślę Wam meila.

*Zwycięzcy mają 24h na podanie adresu do wysyłki, jeśli ten czas minie, a któryś ze zwycięzców się nie zgłosi, wybiorę następną osobę. Adres proszę wysłać na magdalena.zeist@gmail.com w tytule wpisać WYGRANA W KONKURSIE "DUŻE I WŁOCHATE".

*Sponsorem gier jest Trefl Joker Line
*Organizatorem konkursu jest strona www.maobmaze.pl
*Za wysyłkę jednego egzemplarza odpowiada Trefl Joker Line, a za wysyłkę drugiego maobmaze
Powodzenia Kochani! 💞

NAUKA PRZEZ ZABAWĘ? Z PLATFORMĄ EDUKACYJNĄ SQULA TO MOŻLIWE!

Jeśli macie dzieci w wieku przedszkolnym bądź szkolnym (1-6 klasa szkoły podstawowej) to ten wpis w szczególności powinien Was zainteresować.
Squla to platforma edukacyjna dzięki której dzieci uczą się przez zabawę. Wiedza przychodzi niemal sama, bo dzieci korzystając z platformy chętniej się uczą.

Jakie są plusy platformy edukacyjnej Squla?
+ zawiera prawie 60 000 quizów i zadań dostosowanych do wieku i tempa nauki dziecka
+ można z niej korzystać na wielu urządzeniach- tablecie, komputerze czy telefonie
+ obejmuje program nauczania wszystkich przedmiotów szkolnych w klasach 1-6 oraz edukacji przedszkolnej (matematyka, j. angielski, j. polski, j. niemiecki, historia i społeczeństwo, muzyka, plastyka, zajęcia komputerowe, zajęcia techniczne, kompetencje XXI)
+ zawiera interaktywne filmy, gry i quizy zachęcające dzieci do nauki przez zabawę
+ rodzice mogą monitorować postępy w nauce dziecka
+ rodzice mogą wyznaczać cele i zachęcać dziecko do nauki, wysyłając mu motywujące wiadomości
+ prawidłowe odpowiedzi nagradzane są wirtualnymi monetami, które później dziecko może wymienić na prezenty np. karty prezentowe czy bilety do kina
+ platforma jest łatwa w obsłudze

Jakie są minusy platformy edukacyjnej Squla?
Według mnie nie ma żadnych. Jednak wiele osób może być rozczarowanych, że za dostęp do platformy trzeba płacić. Według mnie nie są to duże pieniądze, a efekty w nauce na pewno będą zauważalne. Jeśli wykupi się abonament roczny to jeden miesiąc kosztuje 14,99 zł. Wybierając abonament półroczny jeden miesiąc to koszt 21,99 zł. Jeśli chcemy wybrać abonament miesięczny wówczas jego cena wynosi 24,99 zł. Czy to dużo? Według mnie nie, zwłaszcza jeśli dziecko będzie zadowolone z tej platformy i chętnie będzie się uczyło. Oczywiście nie ma mowy o kupowania "kota w worku". Przed zakupem można wypróbować wersję testową Squli.

          Mój brat chodzi do 5 klasy szkoły podstawowej. Wypróbowaliśmy platformę i Adaś był z niej zadowolony. Poziom nauki powoli wzrastał. Na początku pojawiały się zadania, które rozwiązywał wręcz bez zastanowienia, jednak później pojawiały się coraz trudniejsze zadania nad którymi musiał się dłużej zastanowić. Zdecydowanie największym według niego plusem jest możliwość zbierania wirtualnych pieniędzy, które potem można wymienić na nagrody :)

Tutaj macie link przekierowujący Was do tej platformy.
 Dajcie znać w komentarzach  czy wypróbujecie tę platformę edukacyjną razem ze swoim dzieckiem/ rodzeństwem :)

KORONNY NR 1. PSEUDONIM MASA | SYLWESTER LATKOWSKI, PIOTR PYTLAKOWSKI

"Tylko w Polsce świadek koronny może brylować jako celebryta
 i śmiać się w twarz wszystkim, których nurza w błocie oszczerstw."


LISTY DO UTRACONEJ | BRIGID KEMMERER

"Każde słowo jest wypełnione cierpieniem. Bo tylko cierpienie może skłonić kogoś do pisania listów do osoby, która nigdy ich nie przeczyta. Taki ból czyni cię samotnym. Każe ci wierzyć, że nikt nie cierpi tak bardzo jak ty."

"Listy do utraconej"
Brigid Kemmerer
Wydawnictwo YA!
Data wydania 27/09/2017
Liczba stron 400

Juliet nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią mamy. Od wielu miesięcy zostawia listy na jej grobie, bo tylko w ten sposób potrafi poradzić sobie ze stratą.
Declan jest zbuntowanym siedemnastolatkiem. W ramach kary odbywa na cmentarzu pracę na cele społeczne. Pewnego dnia znajduje list na jednym z grobów. Postanawia go przeczytać i.. odpowiedzieć.
Juliet odkrywa, że ktoś naruszył jej prywatność. Oczywiście zdenerwowała się, ale postanowiła odpisać na wiadomość. Z czasem Juliet i Declan zaczynają ze sobą korespondować, nie widząc kto skrywa się po drugiej stronie. Dlatego też łatwiej jest im się dzielić swoimi zmartwieniami i problemami.

          Na temat tej książki słyszałam same pozytywne opinie, dlatego nie mogłam się doczekać, aż po nią sięgnę. "Listy do utraconej" zaliczane są do literatury młodzieżowej, jestem jednak zdania, że tę książkę powinien przeczytać każdy, niezależnie od tego w jakim wieku jest.

          Przede wszystkim, wielki ukłon w stronę autorki za świetnych bohaterów. Nie są to, jak zazwyczaj w książkach tej kategorii się zdarza, postacie nijakie. Nie ma tu mowy o szarej myszce lub popularnym sportowcu, który ma dziewczyny na pęczki. Bohaterowie są ludzcy, prawdziwi, mało tego, oni są do bólu prawdziwi! Nie mówię tu tylko o bohaterach pierwszoplanowych, bo drugoplanowi również zostali świetnie wykreowani.

          "Wierzę w przeznaczenie, ale również w wolną wolę. To oznacza, że istnieje określona ścieżka, ale mamy prawo z niej zboczyć. Problem w tym, że niewiadomo jaką drogą właśnie podążamy. Własną? Czy przeznaczenia? Inni ludzie też idą swoimi ścieżkami. Co się dzieje, gdy się przecinają? I co wtedy, gdy ktoś wymaże naszą ścieżkę i nie mamy którędy iść? Czy to przeznaczenie? A może właśnie działanie wolnej woli? A może ta droga tam jest, tylko stała się niewidzialna?"

          Bardzo podoba mi się, że narracja w tej książce jest pierwszoosobowa. Osobiście tego typu narrację lubię najbardziej, oczywiście tylko w tych książkach, w których nie ma natłoku bohaterów. Historię poznajemy z perspektywy Juliet oraz Declana. Poznajemy ich myśli, lęki, emocje i ból ciągle im towarzyszący.

          "Listy do utraconej" przepełnione są bólem, rozpaczą ale i nadzieją. Nadzieją, że może być lepiej, ważne jest tylko byśmy znaleźli na swojej drodze osobę, która pomoże nam udźwignąć ciężar z jakim się zmagamy. Ta książka wręcz zmusza do refleksji! Pokazuje, że nie wszystko jest takie jak my to widzimy. Pokazuje, że żeby kogokolwiek ocenić musimy go poznać, dowiedzieć się z czego wynika jego zachowanie. Łatwo jest kogoś ocenić i tym samym go zranić. Ta historia pokazuje, że słowa jakie wypowiadamy nie są rzucane na wiatr. Słowa są jak ciosy, mogą kogoś urazić i dotkliwie zranić. Wypowiedziane słowa mogą zostać przebaczone, ale te najbardziej dotkliwe nie zostaną zapomniane.

"(...) ból bywa tak wielki, że człowiek zrobi wszystko, żeby się go pozbyć."

          To nie jest typowa młodzieżówka, w tej książce poruszonych jest wiele ważnych tematów. Ból związany ze stratą bliskiej osoby. Rozpacz. Pragnienie zrozumienia. Bunt. Smutek. Wątpliwości. Ale również przyjaźń i nadzieja. To wszystko znajdziecie w tej książce!

          Z całego serca polecam Wam tę książkę. Nie jest to pozycja, którą po przeczytaniu się odkłada i w tym samym momencie zapomina o niej. Ta historia na długo zapadnie mi w pamięci i z pewnością jeszcze po nią sięgnę.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu YA!

Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia | Elizabeth Winder

Jestem po stronie jednostki przeciwko korporacji. Tak to już jest, że jednostka jest słabsza i za każdym razem, kiedy korporacja czegoś chce, jednostka dostaje po łbie. Artysta jest niczym. To prawdziwa tragedia.



Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia
Elizabeth Winder
Wydawnictwo Literackie
Data wydania 23/11/2017
Liczba stron 336


"Marilyn na Manhatannie" nie jest pełną biografią Marilyn Monroe. Autorka skupiła się głównie na magicznym okresie, który zaczął się pod koniec 1954 roku, gdy Marilyn postanowiła wyjechać do Nowego Jorku. Monroe pragnęła spróbować czegoś nowego, nabrać sił i odciąć się od tego co było. Czyli od nieudanego małżeństwa i kariery, która nie sprawiała aktorce satysfakcji i przyjemności. To wszystko "popchnęło" ją do opuszczenia Los Angeles.

"Próbuję zostać artystką, staram się być prawdziwa i czasami mam wrażenie,
że znalazłam się na skraju szaleństwa. Próbuję wydobyć najprawdziwszą część siebie,
a to jest bardzo trudne."

          Monroe była postrzegana jako głupiutka i seksowna blondyneczka, dlatego chciała udowodnić, w szczególności szefom wytwórni Fox, że nie jest niczyją własnością i że jest mądrą, ambitną oraz oczytaną kobietą. Marilyn miała dość "kręcenia tyłkiem w kiepskich filmach".  Marzyła jej się rola Gruszeńki w "Braciach Karamazow" Dostojewskiego. Jednak by grać poważniejsze role, musiała udowodnić, że jest mądrą kobietą i że daleko jej do przypisanego jej wizerunku słodkiej blondynki.

"Marilyn zawsze była nieco za bystra dla prasy zbyt zajętej drwinami,
żeby faktycznie usłyszeć to, co artystka mówiła."

          Oczywiście autorka poruszyła również inne szczegóły z życia aktorki, m.in. trudne dzieciństwo w sierocińcach i domach zastępczych oraz śmierć Marilyn. Jednak autorka nie poświęcała temu większej uwagi, chciała pokazać czytelnikom najradośniejszy rok życia Marilyn Monroe i muszę przyznać, że jej się to udało.

"Marilyn reprezentowała typ kobiety z przełomu wieków."

          Styl autorki sprawił, że książki nie chciałam odłożyć na więcej, niż wymagały tego moje obowiązki. Jednak ta pozycja tak mi się spodobała, że najzwyczajniej w świecie nie chciałam jej kończyć. Historia Marilyn pochłonęła mnie bez reszty, dlatego "dawkowałam" ją sobie, by jak najwięcej czasu spędzić w świecie Marilyn Monroe.

"Kiedy człowiek aż tak kocha swoją pracę, przesłania mu ona całe życie."

          Przyznam szczerze, że wcześniej nie interesowałam się życiem Marilyn, kojarzyła mi się oczywiście z seksbombą i świetną aktorką. Na tym kończyła się moja wiedza na jej temat. Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę, która zachęciła mnie do zapoznania się z innymi biografiami autorki, bo bez wątpienia jest to bardzo interesująca postać.

          Czy był to najradośniejszy rok z życia Marilyn? Według mnie nie do końca. Zdecydowanie przeważały w nim szczęśliwe momenty, bo to właśnie w tym roku Marilyn odzyskała kontrolę nad swoim życiem, pracowała nad swoim wizerunkiem medialnym oraz wyglądem i garderobą (oczywiście w głównej mierze z pomocą Miltona Greene'a i jego żony Amy). Zerwała kontrakt z wytwórnią Fox. Doskonaliła swój aktorski warsztat i postawiła na swój rozwój. Jednak nie można powiedzieć, że był to czas w całości przepełniony szczęściem, niestety życie Marilyn było ciągłą walką o to, by nie była postrzegana jako słodka, głupia blondynka.

          W książce najbardziej brakowało mi fotografii, co prawda każdy rozdział rozpoczynał się pięknym zdjęciem Marilyn. Jednak w książce bardzo często autorka opisywała sesje zdjęciowe, czy po prostu to jak w danym dniu Marilyn wyglądała. Owszem, opisała to w taki sposób, że moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach i wręcz widziałam Marilyn oczami wyobraźni. Jednak uważam, że zdjęć w tej pozycji jest stanowczo za mało.

          Nie mogę przejść obojętnie obok pięknego wydania tej książki. Wydawnictwo Literackie postarało się, by ta pozycja prezentowała się pięknie, stylowo i jednocześnie elegancko. Lekki styl autorki, ciekawie opisane życie Marilyn Monroe, twarda oprawa, piękne czarno-białe fotografie i wysokiej jakości papier sprawiają, że każdy, zwłaszcza miłośnicy biografii będą zachwyceni tą pozycją.

"Miłość naszego życia nie zawsze jest miłością spełnioną (...)."

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

ZAMARZNIĘTE SERCA | KAROLINA WILCZYŃSKA

"Zwykle do każdej osoby i sprawy staram się mieć jednoznaczny stosunek. Lubię kogoś albo nie. Coś mi się podoba albo nie. Wtedy wszystkie decyzje są proste i nie trzeba się zbyt długo zastanawiać. To pomaga. Nie mówiąc o tym, że omija się niepotrzebne rozterki i mnóstwo problemów."

"Zamarznięte serca"
Karolina Wilczyńska
Seria: Rok na kwiatowej, tom II
Wydawnictwo Czwarta Strona
Data wydania 11/2017
Liczba stron 312

Życie Lilianny wywraca się do góry nogami, gdy pod swój dach przyjmuję córkę kuzynki. Musi się nią zaopiekować przez jakiś czas, jednak nie jest to łatwy orzech do zgryzienia. Nastolatka sprawia jej wiele trudności, gdy Lilianna postanawia się z nią rozprawić, poznaje mroczną przeszłość dziewczyny, jednocześnie budząc swoje demony przeszłości. Lilianna będzie musiała podjąć kilka ważnych decyzji, które będą miały wielki wpływ na jej życie.
Czy uda się jej porozumieć z nastolatką?
Czy podjęte przez nią decyzje będą dobre?

          Monia z bloga SiemaMoniaCzyta często zachwalała książki Karoliny Wilczyńskiej, a dokładniej serię "Stacja Jagodno". Nie ukrywam, że bardzo mnie do niej zachęciła, i od dawna ta seria jest na mojej liście "do kupienia". Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy od Wydawnictwa dostałam książkę Karoliny Wilczyńskiej.

          Styl autorki mnie urzekł i bardzo przypadł mi do gustu. Narracja jest pierwszoosobowa, jednak bohaterki zwracają się bezpośrednio do czytelniczek. Zwierzają się ze swoich sekretów, opowiadają o swoich problemach. Historie poznajemy z czterech różnych perspektyw. Co prawda problemy Lilianny grają pierwsze skrzypce w tej pozycji, jednak gdy jej przyjaciółki wchodzą w rolę narratora, poznajemy historię ich oczami. Kobiety starają się "rozgryźć" problemy przyjaciółki i jej pomóc. Jednak przy okazji poznajemy również ich problemy i życie prywatne.

          Bohaterki są bardzo różnorodne, można by powiedzieć, że wręcz się uzupełniają. Każda z nich jest inna, ale każda wydaje się ciekawa i bardzo przyjazna. Śmiało mogę powiedzieć, że są prawdziwe do bólu. A sposób narracji sprawił, że czułam się jakbym siedziała koło nich przy filiżance kawy, słuchając co mają mi do powiedzenia. Skoro pojawiły się cztery bardzo różne bohaterki to również inne problemy, z którymi przyszło im się zmierzyć. Mroczna przeszłość, która powróciła w najmniej oczekiwanym momencie, problemy w pracy połączone z nieśmiałością i niskim poczuciem wartości, problemy ciężarnej kobiety, która ma już jedno małe dziecko i zapracowanego męża. Nie potrafię wybrać jednej bohaterki, którą najbardziej polubiłam. Chociaż zdecydowanie na tle innych Lilianna wydaje się najbardziej charakterystyczna. Kobieta sukcesu, perfekcjonistka, dbająca o wszystko w najmniejszym calu. Podobało mi się to, podobał mi się jej zapał do pracy i to, że była bardzo zorganizowana.

          W książce poruszonych zostało kilka ważnych i jednocześnie trudnych tematów. Każdy wątek został do końca poprowadzony, nie ma tu mowy o niedomówieniach. Co jest wielkim plusem tej pozycji.
Nie wiem czemu, ale byłam święcie przekonana, że jest to książka typowo świąteczna. Owszem, Święta się tu pojawiły i to aż cztery razy. Jednak jestem zdania, że są tu raczej delikatnym tłem całej historii. Jeśli szukacie książki, która wprowadzi Was w świąteczny klimat, to niestety ta nie sprosta Waszym wymaganiom.

          Jeśli macie ochotę na lekką, napisaną w świetnym stylu książkę, to ta pozycja jest dla Was. Jednak nie mylcie "lekkiej" z "niezobowiązującą". Bowiem, problemy tu poruszone nie są łatwe i zmuszają momentami do refleksji. "Zamarznięte serca" to idealna książka na te zimne, zimowe wieczory.
Z miłą chęcią sięgnę po inne książki tej autorki.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.


"(...) gdzie się podziały czasy, w których słowa miały jeszcze jakieś znaczenie, kiedy o pewnych rzeczach mówiło się raz w życiu, a wyznania przeznaczone były tylko dla tej jednej, jedynej osoby?"

instagram