Moje serce pamięta | Agata Przybyłek

(...) człowiek jest w stanie dostrzec drzazgę w oku innego, a w swoim nie widzi nawet belki.

I że ci nie odpuszczę | Joanna Szarańska

Leżę w chłodnej pościeli i liczę barany. A raczej pajęczyny uwieszone u sufitu i połyskujące w świetle zaglądającego do pokoju księżyca. I po raz kolejny zadaję sobie w duchu pytanie, jak mogłam wpakować się w taką kabałę.

Joanna Szarańska

I że ci nie odpuszczę

Autorka: Joanna Szarańska

Cykl: Kalina w malinach (tom I)

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Data wydania: 27/07/2022 - wznowienie

Moja ocena: 7/10

    Dzień, który miał być jednym z najważniejszych w życiu Kaliny, okazał się totalną klapą. Niedoszły mąż okazał się bawidamkiem, o czym Kalina dowiedziała się przed ołtarzem. Chcąc wyleczyć złamane serce, kobieta postanawia w pełni wykorzystać jeden ze ślubnych prezentów, który mimo przerwanej ceremonii trafił w jej ręce. Mowa o voucherze do spa w ekskluzywnym, zabytkowym dworku. Niestety na miejscu okazuje się, że znacznie bliżej temu spa do zabytkowego, bo o ekskluzywności absolutnie nie ma co mówić. Jednak to drobne nieporozumienie to dopiero początek "niespodzianek".

    Oświadczam wszem wobec, że I że ci nie odpuszczę to jedna z najlepszych komedii, jakie czytałam! Mało tego... Byłam przekonana, że to typowa obyczajówka, tymczasem pojawił się tu ciekawy wątek kryminalny, który był bardzo miłym zaskoczeniem! 

    Trudno było mi się oderwać od tej historii, bo czym prędzej chciałam dowiedzieć się, co ciekawego jeszcze spotka Kalinę i najważniejsze — w jaki sposób jej losy w tej części się zakończą. Jeśli jesteście przekonani, że powieści obyczajowe są przewidywalne, że w tym gatunku mało miejsca jest na zaskakującą fabułę, to sięgnijcie po I że ci nie odpuszczę! Przekonacie się na własnej skórze, że Joanna Szarańska potrafi stworzyć historię, od której trudno się oderwać i która jest nieoczywista, dużo w niej bowiem zwrotów akcji.

Joanna Szarańska

    Jedna katastrofa, jaką był niedoszły ślub, pociągnęła za sobą całą lawinę problemów, niedopowiedzeń i omyłek, lecz mimo to fabuła ocieka humorem (uwielbiam poczucie humoru Asi Szarańskiej!), okraszona jest nutką romantyzmu, a świetnym dopełnieniem jest wątek kryminalny, który w tej historii odgrywa bardzo ważną rolę.

    Zakończenie tej powieści to istna wisienka na torcie. Jest po prostu idealne, zresztą jak cała ta historia — kompletna, zaskakująca, dobrze przemyślana, świetnie poprowadzona i zabawna! Ależ się przy niej uśmiałam! Świetna lektura na poprawę humoru.

    I że ci nie odpuszczę kupisz w promocyjnej cenie na Empik.com.

Recenzja powstała w ramach współpracy komercyjnej z Wydawnictwem Czwarta Strona.


Współpraca z wydawnictwami #3

Po dłuższej przerwie (ponad półrocznej!) postanowiłam odkurzyć bloga. Długo zastanawiałam się, czy go nie zawiesić, większość bowiem osób twierdzi, że blogi pod naporem mediów społecznościowych po prostu umierają... Ale ja lubię to miejsce, które kilka lat temu stworzyłam. Pamiętam, że gdy naszła mnie myśl o założeniu bloga, mój wewnętrzny krytyk podpowiadał, że to się nie uda, a nie udać mogło się z wielu powodów. Mogłam stracić zapał po kilku dniach (to u mnie było kiedyś typowe), mogłam nie mieć czasu na regularne publikacje lub szukać wymówek, by tego czasu nie znaleźć. Mogło się również okazać, że nikt nie będzie chciał czytać tego, co napiszę.

Tak się jednak nie stało.

Żadne z powyższych przytyków mojego wewnętrznego krytyka się nie ziściło. Przynajmniej na początku. Bo później rzeczywiście bywało z tym różnie (stąd właśnie ta półroczna przerwa). Doszłam jednak do wniosku, że spędziłam wiele godzin na tworzenie maobmaze.pl, poświęcałam mnóstwo czasu na pisanie recenzji książek, czy tworzenie zapowiedzi książkowych, dlatego daję sobie jedną szansę i na własnej skórze chcę się przekonać, czy rzeczywiście blogi umierają. A właściwie czy mój pożegna się z tym łez padołem.

Postanowiłam pisać więcej postów okołoksiążkowych (niebędących recenzjami) oraz wpisów o Bullet Journalu, który prowadzę od ponad roku. Będą różne zestawienie, pojawią się może prezentowniki. Szczerze powiedziawszy, nie mam jeszcze konkretnego planu — ciągle się zastanawiam, ile tygodniowo publikować postów i czy założyć newsletter. Jedno jest pewne — WRACAM. Daję sobie czas do końca bieżącego roku na sprawdzenie, czy odkurzenie bloga było dobrym posunięciem. ☺

To już trzeci wpis na moim blogu dotyczący współprac z wydawnictwami. W pierwszym poście z 2018 roku opisałam swoje początki i podpowiedziałam, jak rozpocząć współprace. Odpowiedziałam wtedy również na pytania, które dostałam na Instagramie.

Po dwóch latach napisałam kolejny post. Wtedy jednak podzieliłam się również swoimi przemyśleniami odnośnie do współprac z wydawnictwami, które nasunęły mi się po kilku latach. Wtedy również odpowiedziałam na pytania, zadane mi na Instagramie.

Wracam do Was z trzecią częścią! Co prawda wszystko, co napisałam w poprzednich postach jest aktualne, ale uważam, że temat współprac (zarówno barterowych jak i komercyjnych) jest niewyczerpalny. Dlatego odpowiem na kolejną porcję pytań, zostawionych ostatnio w mojej Instagramowej skrzyneczce.

Współpraca z wydawnictwami

Zacznijmy od tego, jaka różnica jest między współpracą barterową a komercyjną.
We współpracy barterowej otrzymujemy w ramach wynagrodzenia produkt (w naszym przypadku jest to książka), natomiast we współpracy komercyjnej/płatnej dostajemy wynagrodzenie pieniężne, poprzedzone zawarciem umowy o dzieło lub umowy zlecenie (jeśli ktoś ma firmę, to może wystawić po prostu fakturę. Na tym szczerze powiedziawszy się nie znam, bo firmy nigdy nie prowadziłam ☺). W ramach współpracy komercyjnej oprócz wynagrodzenia dostajemy również książkę, bo jest to w końcu nasze narzędzie, bez którego nie moglibyśmy wykonać zlecenia.

Gdy tę kwestię mamy za sobą, przejdźmy do pytań.


↞ ••• ↠


• Kiedy samemu próbować płatnych współprac i jak zacząć?
Myślę, że wszystko zależy od tego, czy masz zbudowaną zaangażowaną społeczność. Trzeba pamiętać, że wydawnictwo to biznes jak każdy inny — płatna współpraca musi się wydawnictwu po prostu opłacać. Jak zacząć? Jeśli czujesz, że to odpowiedni moment na to, by zaproponować wydawnictwu współpracę komercyjną, po prostu to zrób. O tym, co moim zdaniem powinien zawierać mail z propozycją płatnej współpracy, napisałam poniżej.

• Co napisać w mailu o płatną współpracę?
Stawiam zawsze na minimalizm. Wiem, że wydawnictwa codziennie dostają wiele maili, więc szanując czas osoby, do której zwracam się z propozycją współpracy, piszę krótko, zwięźle i na temat, czyli — przedstawiam się, podaje tytuł książki, jaki chcę zrecenzować i przedstawiam ofertę, czyli jaką formę promocji oferuję w zamian za otrzymanie książki lub wynagrodzenia (w zależności jaką formę współpracy oferuję — płatną czy barterową). Zostawiam również linki do miejsc, w których publikuję recenzje.

 Jakie są stawki dla początkujących? Ciężko samemu określić jak nie ma się pojęcia, ile cenią się inni.
Myślę, że nie ma co patrzeć na "innych", niemal każdy bowiem zaczynał od małych kwot. Ja zaczynałam od 100 złotych, z biegiem czasu zwiększałam stawki. Nie powinno się też zniechęcać, gdy wydawnictwo odmówi takiej współpracy — mogą nie mieć już budżetu na promocję książki, która Cię interesuje, lub mogą po prostu w tym momencie nie być zainteresowani współpracą z Tobą. Też kilka razy spotkałam się z odmową, nie raz też płatna współpraca przeszła mi obok nosa, bo nie byłam daną powieścią zainteresowana, albo wiedziałam, że nie mam przestrzeni na kolejne działania i najzwyczajniej w świecie nie będę miała czasu na wywiązanie się ze zobowiązań.


• Czy warto samemu pisać do wydawnictw o współpracę?
Oczywiście! Co chwilę pojawiają się nowe konta, bookstagram nieustannie się rozrasta i osoby pracujące w wydawnictwach nie są w stanie odwiedzić każdego konta pod kątem ewentualnej współpracy. Zdecydowanie warto napisać samemu do wydawnictwa.

• Co zrobić, gdy wydawcy odmawiają płatnych współprac?
Zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Nie zapominajmy, że wydawnictwo to biznes jak każdy inny. Jeśli płacą komuś za promocję, chcą mieć pewność, że przyniesie ona oczekiwane skutki. Może Twoja społeczność nie jest wystarczająco zaangażowana? Powodów może być wiele, ale nie poddawaj się! Przeanalizuj swoje konto i szczerze zastanów się, nad czym mogłabyś popracować. Ja również na początku dostałam kilka odmów odnośnie do płatnej współpracy. Zrozumiałam, że nie był to odpowiedni czas, recenzowałam dalej w barterze, by po jakimś czasie znów spróbować nawiązać płatne współprace.

• Czy muszę mieć jakąś baz recenzji na blogu/Instagramie?
Zdecydowanie tak. Osoba odpowiadająca za promocję w wydawnictwie musi wiedzieć, jakie recenzje piszesz, jakie robisz zdjęcia, a co za tym idzie, co jesteś w stanie jej zaoferować w ramach współpracy.

• Współpracujesz teraz tylko za pieniądze?
Nie. W dalszym ciągu zdarza mi się współpracować również w barterze. ☺

• Czy przy płatnych współpracach trzeba pisać tylko pozytywne recenzje?
Nie! Owszem, kilka razy zdarzyła się sytuacja, w której dostałam propozycję płatnej współpracy, ale najpierw zostałam poproszona o przeczytanie książki. Wydawca chciał mieć pewność, że zapłaci za promocję, a nie antyreklamę. W momencie, gdy książka nie spełniła moich oczekiwań, po prostu nie podpisywaliśmy umowy. Jednak było takich sytuacji tak mało, że na palcach jednej ręki mogłabym je policzyć.

Znacznie częściej po prostu podpisuje się umowę, w której są wyszczególnione działania, jakie należy w danych czasie wykonać. Zdarzyło mi się napisać kilka mniej przychylnych recenzji w ramach płatnej współpracy i nigdy nikt nie miał o to do mnie pretensji.
W tym miejscu warto wspomnieć też o sytuacji, w której jest się poproszonym o napisanie polecajki. Wtedy rzecz jasna książkę trzeba przeczytać przed podpisaniem umowy, by mieć pewność, że spełnia nasze oczekiwania i możemy z czystym sumieniem napisać do niej polecajkę. Wtedy z automatu też recenzja będzie pochlebna, ale skoro napisaliśmy do niej polecajkę, to jest to chyba logiczne ☺

• Na co ma zwrócić uwagę początkujący recenzent?
Na moje pierwsze dwa posty odnośnie do współprac ☺. Jest tam wszystko, co warto wiedzieć przed rozpoczęciem współpracy. Pierwsza część jest tutaj, a druga tutaj

• Jak wydawcy zapatrują się na współprace z osobami mieszkającymi za granicą?
Jedni nie mają problemu z wysyłką książek za granicę, inni w ogóle tego nie praktykują. Myślę, że wszystko zależy od osobistych ustaleń. Warto zawsze zapytać o możliwość wysyłki książki za granicę. Jeśli natomiast chodzi o współprace płatne, trzeba dowiedzieć się, co należy zrobić pod względem prawnym przed podpisaniem takiej umowy. Zapewne każdy kraj ma inne przepisy regulujące tego typu współprace zagraniczne.

• Jak stworzyć własną ofertę dla wydawnictw, w jakiej formie, co zawrzeć, jak to ładnie ująć?
Kiedyś zrobiłam ładną wizualnie propozycję płatnej współpracy wraz z moimi aktualnymi statystykami, cennikiem, działaniami promocyjnymi itp. Nie sprawdziło się to — musiałam dołączać cennik w formie pdf w załączniku, co było nieporęczne i dla mnie (czasami zapominałam go załączyć i musiałam dosłać go w drugim mailu) i dla osób pracujących w wydawnictwach. Poza tym musiałam często go edytować, bo liczba obserwatorów stale się zmieniała.

Dlatego teraz wysyłam prostego, przejrzystego maila i myślę, że każdy jest zadowolony. W przypadku płatnych współprac oferuję dwa, trzy pakiety, które różnią się cenami, ale także działaniami promocyjnymi, jakich jestem w stanie się podjąć (mniejszy pakiet = mniej działań).

• Dużo zarabiają więksi bookstagramerzy?
Owszem "więksi" blogerzy za swoją pracę dostają wysokie wynagrodzenia, a składa się na to wiele czynników — mają zaangażowaną społeczność, spore zasięgi lub/i czymś się wyróżniają (na przykład pięknymi kadrami, pomysłowymi rolkami czy nietuzinkowymi recenzjami ). Jednak bez wątpienia większość z nich (jak nie wszyscy) zaczynało od barteru, następnie drobnych płatnych współprac, by później móc sukcesywnie dostawać większe wynagrodzenia za swoją pracę.


Mam nadzieję, że ten post rozwiał wszystkie Wasze wątpliwości.
Jeśli macie dodatkowe pytania, możecie zostawić je w komentarzu pod tym postem.

I po co mi to było? | Agata Przybyłek

 Niespodziewanie dopadła ją refleksja, że cudownie mieć na tym świecie osoby, które trwają przy niej niezależnie od tego, co zgotował los. Przybywało im zmarszczek, dokonywały różnych wyborów, ale ich przyjaźń się nie zmieniła.

I po co mi to było?

I po co mi to było?

Autorka: Agata Przybyłek

Cykl: Dłuższa przerwa (tom III)

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Data wydania: 27/07/2022

Moja ocena: 7/10


    Joannie nie brakuje obowiązków – na biurku piętrzą się stosy dokumentów, a ciotka, która trafiła do szpitala, wymaga dodatkowej opieki. Pojawia się też kontrkandydat na stanowisko dyrektora szkoły. Czy kobiecie grozi utrata posady?
    Magda cieszy się z odzyskania rodziny, ale nie potrafi w pełni zaufać Szymonowi. Dla polonistki dość uciążliwa staje się też obecność w szkole pana Darka.
    Elka stara się zapomnieć o historii z Konradem, zwłaszcza że na horyzoncie, zupełnie niespodziewanie, pojawia się ktoś nowy. Czy Kacper okaże się tym jedynym?
    Dołącz do grona wiernych przyjaciółek i pozwól sobie na chwilę relaksu z książką, która bawi do łez.

❀❀❀

    Miło było ponownie wrócić do serii Dłuższa przerwa. Pierwsza część Będą z tego kłopoty była swego rodzaju wprowadzeniem. Agata Przybyłek nakreśliła w niej główne problemy, z jakimi zmagają się trzy przyjaciółki, lecz w mojej ocenie pozostawiała więcej pytań niż odpowiedzi. W drugiej części, która nosi tytuł Kto jak nie ja?, wątki nabierają rumieńców, by w trzeciej odsłonie tego cyklu czytelnicy otrzymali odpowiedzi na wszystkie nurtujące ich pytania.

    Główną rolę w tej części (jak i dwóch pozostałych) odgrywa przyjaźń. Przyjaźń, która czasem bywa burzliwa, lecz mimo wszystko jest trwała. Relacja łącząca Asię, Elę i Magdę pokazuje, że prawdziwa przyjaźń jest na wagę złota i warto ją nieustannie pielęgnować. Mimo że w życiu bohaterek wiele się dzieje, to właśnie ta relacja, daje im poczucie bezpieczeństwa.

I po co mi to było?


    Agata Przybyłek pokazuje, że nie warto odkładać na później naprawy ważnych dla nas relacji, nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy wydarzy się coś, co na zawsze przekreśli szansę na ich odbudowę. Przygody przyjaciółek uzmysławiają, że czasem boimy się zaryzykować, zrobić znaczący krok do przodu, zostawiając za sobą przeszłość. Mamy jedno życie i warto czerpać z niego pełnymi garściami, spełniając marzenia, stawiając czasem wszystko na jedną kartę, bo nawet z największej porażki można wyciągnąć ważną lekcję... Na przykład taką, że czasem warto dać drugą szansę i choć odbudowa zaufania może być długa i momentami trudna, to może się okazać jedną z najlepszych decyzji.

- Nieszczęścia chodzą parami, nie słyszałaś?
- U mnie to już chyba wycieczka szkolna, długi ciąg par.

    Dłuższa przerwa to przewrotna, zabawna (głównie ze względu na szaloną ciocię Bożenkę), ale i poruszająca ważne tematy seria, po którą warto sięgnąć, gdy najdzie ochota na przeczytanie czegoś lekkiego, niezobowiązującego i jednocześnie poprawiającego humor. W nauczycielskim świecie Asi, Eli i Magdy nie zabraknie szalonych pomysłów, różnych odcieni miłości, burzliwej i jednocześnie pięknej przyjaźni.
I po co mi to było? jest idealnym zwieńczeniem tej serii.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.




Zawsze będę cię kochać | Agata Przybyłek

(...) wiedział też, że w życiu już tak jest: zawsze trzeba zainwestować, żeby potem móc się cieszyć efektami.

Zawsze będę cię kochać

Moja lista gości | Rebecca Serle

Dobro nie może istnieć bez zła (...). Są jak dwie nici DNA. Misternie i nieodwołalnie splecione ze sobą. Czasami wygrywa dobro, czasami zło. Nie walczymy o permanentny triumf dobra, lecz o równowagę. I tak już jest.

Moja lista gości


Moja lista gości

Autorka: Rebecca Sterle
Tłumaczka: Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 13/10/2021
Moja ocena 6/10

    Swoje trzydzieste urodziny Sabrina planowała świętować standardowo i bez fajerwerków. Każdego roku razem ze swoją przyjaciółką Jessicą spotykały się na urodzinowej kolacji, na której wspominały studenckie życie, plotkowały i wypijały morze wina. Tak miało być i tym razem…
    Kiedy Sabb nieco spóźniona dociera na spotkanie, okazuje się, że przy stole czekają już nieżyjący już od lat ojciec, Audrey Hepburn, wykładowca z czasów studenckich oraz były narzeczony. Jak to możliwe? Jakim cudem znaleźli się oni przy jednym stole? I kto poradzi sobie z tą niezręczną ciszą?
    Moja lista gości to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, trudnych pożegnaniach i o tym, że musimy zrozumieć swoją przeszłość, by otworzyć się na przyszłość.

*****

    Do lektury Mojej listy gości podeszłam z wielką ekscytacją, o tej książce przeczytałam bowiem mnóstwo pozytywnych opinii i liczyłam, że ta powieść równie mocno mnie zachwyci. Niestety nieco się rozczarowałam. Czekałam na kulminacyjny moment, po którym stwierdzę "Wow. To jest rzeczywiście piękna powieść". Jak się pewnie domyślacie, takiego momentu nie było, ale nie mogę też powiedzieć, że Moja lista gości to zła książka, po prostu ja oczekiwałam po niej czegoś innego.

(...) czy nie na tym polega miłość? Na odwracaniu wzroku od tego, co jest tak mroczne, tak ponure, że należałoby od tego uciec? A może miłość polega na tym, że dostrzegasz to wszystko, ale kochasz dalej?

    Rebecca Serle miała niesamowity pomysł na fabułę. Sabrina, główna bohaterka, stworzyła przed laty listę gości, na której znaleźli się Audrey Hepburn (tak, ta Audrey!), nieżyjący tata Sabb, jej przyjaciółka, wykładowca z lat studenckich i były narzeczony. Te wszystkie osoby spotkały się z Sabriną w dniu jej trzydziestych urodzin.  Czytając Moją listę gości, ciągle zastanawiałam się, kogo zaprosiłabym na taką kolację, z kim chciałabym się pożegnać, znów porozmawiać, ponownie przytulić, powiedzieć to, na co kiedyś nie miałam odwagi, jakie niezakończone sprawy ukryte głęboko w moim sercu pragnę wyjaśnić, a z kim po prostu chciałabym się ponownie spotkać.

    Akcja tej powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych — teraźniejszość, czyli urodzinowa kolacja Sabriny przeplata się z przeszłością, w której główne skrzypce gra związek głównej bohaterki z jej (byłym) narzeczonym. Uwielbiam w ten sposób poznawać historie, zawsze z niecierpliwością czekam, aż wszystko się ze sobą pięknie zazębi. W przypadku mojej listy gości z wielkim zainteresowaniem śledziłam każdy rozdział opisujący kolację, jednak muszę przyznać, że czułam niedosyt, bo mam poczucie, że ten niepowtarzalny czas był przez bohaterkę poniekąd zmarnowany. Pragnęłam dowiedzieć się więcej, poznać bohaterów siedzących przy stole bliżej. Za to dosyć szczegółowo miałam okazję śledzić historię Sabriny i jej narzeczonego. Ta relacja była gwałtowna, chaotyczna, niedoskonała, a jej zakończenie zasmuciło i zabolało.

Bałam się życia bez niego, oczywiście. Ale bardziej przerażało mnie jego życie beze mnie. Bałam się, czy przypadkiem w tej ciszy nie odnajdzie swojego szczęścia.

        Rebecca Serle uzmysławia czytelnikowi, że nie warto odkładać na później tego, co dla nas ważne, że warto problemy rozwiązywać, gdy mamy taką sposobność, że czasem, gdy nie potrafimy otworzyć nowego rozdziału w życiu, warto pochylić się nad swoją przeszłością i ją zrozumieć. Moja lista gości pokazuje, jak ważne jest mówienie o swoich emocjach oraz danie sobie szansy na zrozumienie i wyjaśnienie trapiących nas spraw. Bo kiedyś czasu na to wszystko może zabraknąć, a my będziemy musieli żyć ze świadomością, że gdy mieliśmy okazję, nie wykorzystaliśmy jej należycie.

    Dostrzegam i doceniam przesłanie tej powieści, jednak czuję, że potencjał tej książki nie został w pełni wykorzystany, czuję niedosyt... Brakowało mi emocji, o których tylu czytelników napisało w swoich opiniach po przeczytaniu Mojej listy gości. Cóż... Może sięgnęłam po tę powieść w nieodpowiednim momencie? A może najzwyczajniej w świecie ta książka nie jest dla mnie? Tego chyba nigdy się nie dowiemy, ale pewne jest jedno - skoro Moja lista gości podzieliła czytelników, warto poświęcić jej czas i wyrobić sobie na jej temat własne zdanie.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.

instagram