Największe książkowe rozczarowania i zaskoczenia 2019 roku


Zazwyczaj wszelkie podsumowania pojawiają się w styczniu. Jednak ja wychodzę z założenia, że na podsumowanie nigdy nie jest późno, zwłaszcza, gdy chodzi o książki. Wraz z koleżankami, które również działają w internecie i interesują się książkami, przygotowałyśmy dla Ciebie zestawienie największych czytelniczych zaskoczeń i rozczarowań ubiegłego roku!
Pragnę zaznaczyć, że w tym zestawieniu nie chodzi o powieści, które miały premierę w 2019 (chociaż i takie się tu pojawią). Chodzi ogólnie o książki, które przeczytałyśmy w zeszłym roku, a co za tym idzie, w tym zestawieniu mogą pojawić się nieco starsze pozycje☺
Każdą z dziewczyn, które zgodziły się współtworzyć ten post podlinkowałam. Jeśli zechcecie odwiedzić ich bloga czy instagrama, to wystarczy, że klikniecie w nazwę profilu danej osoby ♥

NAJWIĘKSZE KSIĄŻKOWE ZASKOCZENIE I ROZCZAROWANIE 2017 ROKU WEDŁUG BLOGEREK

Postanowiłam kilku blogerkom zaproponować stworzenie wspólnego wpisu, w którym każda z nas opowie krótko o najlepszej i najgorszej książce przeczytanej w 2017.
To co, zaczynamy?


Dominka z Domson czyta
          W 2017 roku przeczytałam sporo książek i jak to zawsze bywa, trafiały się te lepsze i
te gorsze. Ale jakie było moje największe rozczarowanie, a jakie największe zaskoczenie?
Zacznę może od rozczarowania, żeby te lepsze zostawić na koniec. W ubiegłym roku
najbardziej zawiodłam się na książce Cecelii Ahern „Lirogon”. Na ogół uwielbiam książki tej
autorki, jednak ta nie skradła mojego serca. Było chaotycznie, a przeskoki w narracji
sprawiały, że gubiłam się w trakcie czytania. Książka ta nie wniosła nic do mojego życia, ani
nie skłoniła mnie do głębszych refleksji. W dodatku jej treść szybko wyparowała z mojej
głowy. Dlatego to właśnie na niej najbardziej się zawiodłam.
          O ile z wcześniejszym wyborem nie miałam problemu, to z wyborem tej jednej,
najlepszej książki miałam nie lada wyzwanie. W końcu mój wybór padł na „Bestia. Dlaczego
zło nas fascynuje?” autorstwa Borwina Bandelowa. Właśnie ta pozycja pokazała mi, że
książki naukowe nie muszą być nudne, a ich czytanie może stać się przyjemnością. Tematyka
jest bardzo interesująca, odnosi się do zaburzeń osobowości, które poparte są przykładami z
życia. Bandelow zgłębia ludzką psychikę i pomaga czytelnikowi ją zrozumieć. Wszystko
opisane jest w prosty sposób, tak, że nawet laik zrozumie co autor miał na myśli. Ta książka
jest idealnym odzwierciedleniem łączenia przyjemnego z pożytecznym i dlatego z czystym sumieniem wybrałam ją jako najlepszą książkę przeczytaną w 2017 roku.


Monia z SiemaMoniaCzyta
Najgorsza książka jaką przeczytałam w 2017 roku? Zdecydowanie „Tysiąc pocałunków” Tillie Cole. Ta książka była po prostu do granic możliwości nierzeczywista. Do końca miałam nadzieję, że może chociaż zakończenie jakoś to wszystko uratuje, ale im dalej tym gorzej, a zakończenie okazało się apogeum nierealności tej książki. Wiem, że bardzo dużo osób lubi tę książkę, ale dla mnie ona może byłaby całkiem fajna, gdyby ktoś powiedział mi, że to książka fantastyczna. Miałam duży problem z wyborem najlepszej (jednej!) książki, jaką w zeszłym roku przeczytałam, jednak zwyciężyła moja miłość do książek z motywem wojennym. „Czerń i purpura” Wojciecha Dutki. Historia głównych bohaterów oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, a cała ta wojenna, obozowa otoczka opisana jest w tak prawdziwy, wyrazisty, czasem nawet drastyczny sposób co sprawia, że ta powieść łamie serce. Nie jest to kolejna historia wielkiej miłości, która w cudowny sposób pokonuje wszystkie przeciwności, nawet wojnę. Ta historia jest po prostu prawdziwa i pokazuje coś dokładnie innego – jak wielki wpływ na wszystko ma wojna, która jest w stanie zabijać nie tylko ludzi, ale też uczucia.


          Książka na której się zawiodłam- "Francuzki nie sypiają same" Jamie Cat Callan.
Miałam nadzieję na solidną garść porad, jak to na poradnik przystało. Jednak bardzo się zawiodłam.
W książce nie było nawet odpowiedzi na pytanie, które nasuwa się po tytule: dlaczego Francuzki nie
sypiają same? Zapowiadało się całkiem dobrze: francuska babka zawsze nosząca pończochy i buty na
obcasie. Babcia umiera, a Jamie wyjeżdża z przyjaciółką do Francji, żeby poznać tajemnice uwodzenia. Może i te "porady" byłyby znaczące i przydatne, gdyby nie fakt, że autorka zestawia to z
zapracowanymi amerykańskimi kobietami "feministkami". Oczywiście są też pozytywy, np. sporo
przepisów na lekkie i smaczne potrawy (a wiadomo, że przez żołądek do serca), noszenie seksownej
bielizny (z doświadczenia wiem, że nawet założona pod codzienne ubranie dodaje nam pewności
siebie) i oczywiście szpilki i dobrane do nich odpowiednie ubranie. Ale nic poza tym.
          Książka, którą jestem zachwycona – „Zatrzymać dzień – Prawdziwa historia” Wioletta Szczepańska, Ireneusz Słupski.
Sama nie wiem od czego zacząć. Takiej książki nie przeczytałam NIGDY. Wiola – mama Kubusia –
przesłała tą książkę do kilku wydawnictw, ale żadne nie chciało podjąć się druku. I bardzo dobrze!
Korekta, skład, łamanie i te wszystkie wydawnicze zamęty zniekształciłyby całą historię. Historię
pisaną łzami, szczęściem, chwilami załamania, nadzieją i miłością. Tak wzruszającej i prawdziwej
książki nie spotyka się na co dzień. Jak książka trafiła w moje ręce? Przez przypadek ujrzałam ją na
Instastory jednej z bookstagramowych mam. Wtedy przypomniałam sobie o Kubie i całej akcji
zbierania dla niego pieniędzy. Pochodzę z małej podkarpackiej wioski, niedaleko Rzeszowa. A to
właśnie w Rzeszowie rozgrywa się część historii. Kiedy było głośno o Kubie na całym podkarpaciu, ja właśnie kończyłam studia i pamiętam plakaty rozwieszone na mieście, mnóstwo postów u znajomych na FB. To był jakiś totalny szał! Dlatego, gdy zobaczyłam książkę na IG natychmiast weszłam na stronę, żeby ją zamówić. Wchodzę tam i czytam, a moje oczy robią się coraz większe: Jak to? Zamawiam książkę i płacę dopiero po przeczytaniu? I do tego tak tania przesyłka zagranicę? Teraz, gdy jestem już po lekturze rozumiem, DLACZEGO!

Anielka z Zaczytana Anielka
Jako iż czytam same romanse, dzisiaj chciałabym Wam napisać o najlepszym i najgorszym romansie roku 2017 według mnie. Gdy Magda poprosiła mnie, o wskazanie najlepszej i najgorszej książki roku 2017 od razu wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie. W moim zestawieniu znajdziecie najgorszy i najlepszy romans minionego roku dlatego, że czytuję książki właśnie z tego gatunku. Najlepsza książka, o jakiej Wam powiem to „King” - T.M. Frazier a ta najgorsza to niestety „Gwiazdor” duetu Laurelin Paige oraz Sierra Simone, na której niestety się zawiodłam.
KING - T.M. FRAZIER
T.M. Frazier to kolejna autorka, która debiutuje na polskim rynku. Ten debiut okazał się jak najbardziej udany. „King” to nie jest kolejny oklepany, schematyczny romans. W tej lekturze znajdziecie wiele tajemnic i emocji. W książce znajdziecie też delikatny wątek kryminalny dzięki przeszłości Kinga. Autorka umie przyciągnąć nasze zainteresowanie. Historia jest lekka i wciągająca, a zarazem ciekawa i nie można się od niej oderwać. Jedno jest pewnie. Ten romans nie skończy się, tak jak myślicie! Ja już nie mogę doczekać się kontynuacji, bo autorka zakończyła książkę w takim momencie, że od razu chciałoby się sięgnąć po drugi tom, który na szczęście swoją premierę będzie miał już w lutym.
GWIAZDOR - LAURELIN PAIGE, SIERRA SIMONE
Giazdor” to jak dla mnie książka bezbarwna i pozbawiona emocji oraz uczuć. Akcja kręci się wokół kręcenia filmów pornograficznych a uczucia głównych bohaterów to naprawdę poboczny temat. Zakochują się w sobie i koniec. Nie mogłam się odnaleźć w tej książce i niestety autorki nie przekonały mnie do niej. Ta historia to super lekki schematyczny romans. Nie znajdziemy w niej nic innego niż w standardowych romansach.
Przyznam szczerze, że sięgnęłam po  książkę głównie ze względu na nazwisko Paige na okładce, zainteresował mnie również trochę opis książki. Uwielbiam książki tej autorki, dlatego wiedziałam, że muszę przeczytać również tą. Nie spotkałam się jeszcze z taką profesją u głównego bohatera jak gwiazda porno". Niestety zawiodłam się na tej książce. Jeśli sądzicie, że pod nazwiskiem Paige kryje się świetna książka, to niestety możecie się zawieźć.

Weronika z Ver.reads
          Najgorsza książka 2017? „Ostatnia szansa” Samathy Young. To było moje drugie podejście do książek tej autorki, z pewnością ostatnie. W tym przypadku styl Young, jak i sam pomysł na fabułę był zbyt banalny, do bólu przewidywalny. Sceny erotyczne, które w zamyśle miały budzić emocje, tak naprawdę sprawiały, że w pewnym momencie sama nie wiedziałam, czy jestem bardziej zażenowana czy rozbawiona. Kilka razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem, więc raczej to drugie – zdecydowanie odradzam.
          Najlepsza książka 2017? Zdecydowanie „Pamiętnik Księżniczki” Carrie Fisher. Gdyby ktoś rok temu powiedziałby mi, że wybiorę autobiografię, zapewne popukałabym się w czoło, ja takich książek zwyczajnie nie czytałam. Bezkompromisowa, szczera, poruszająca - taka właśnie jest ta pozycja. To autentyczna, słodko-gorzka historia kobiety, która w ironiczny sposób odsłania samą siebie. Swoje sukcesy, niepowodzenia, zarówno te związane z jej karierą, jak i (a może i głównie) z życiem prywatnym.


         Największym pozytywnym zaskoczeniem 2017 roku były dla mnie nie tyle poszczególne książki, co ich autorzy. Mam tu na myśli dwóch polskich pisarzy, a mianowicie Remigiusza Mroza i Thomasa Arnolda. Nie znałam wcześniej Remigiusza Mroza, dopóki nie założyłam bookstagrama, na którym w owym czasie ten autor królował. Nie rozumiałam w pełni jego fenomenu, dopóki nie przeczytałam serii o adwokat Joannie Chyłce. Wtedy całkowicie przepadłam. Przeniosłam się do świata prawniczego Warszawy na ulicę Domaniewską i z każdą kolejną częścią zatapiałam się w przygody pani adwokat i jej aplikanta „Zordona”. Ostry język pani mecenas oraz styl bycia Zordona sprawiają, że tej pary nie da się nie lubić. Bardzo podoba mi się styl pisania Mroza i akcja, która trzyma w napięciu do samego końca. Nigdy jeszcze nie udało mi się odgadnąć zagadki stawianej czytelnikom przez autora. Kolejnym pisarzem, który zapadł mi w tamtym roku w pamięć, jest Thomas Arnold. Pisze on równie świetne książki co Remigiusz Mróz, tylko w przeciwieństwie do niego, nie jest tak popularny i doceniany. Szkoda, ponieważ jego „Horyzont umysłu” zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, jakiego już dawno żadnej książce się nie udało. Powieść ta miała bardzo dużo zwrotów akcji, które ciągle komplikowały rozwiązanie zagadki, ale w taki sposób, że człowiek jeszcze bardziej wciągał się w czytanie i nie mógł od niego oderwać. Przewija się w niej wiele wątków, ale książka jest tak skonstruowana, że nie da się w nich pogubić. Główny bohater David Ross jest dość specyficzną postacią, ale również po prostu nie da się go nie lubić. Musiałam czasami odkładać tę książkę na bok i odpocząć od niej, ponieważ bardzo działała na moją psychikę. Udało mi się przeczytać do tej pory dwie pozycje tego autora, ale myślę, że z czasem przeczytam wszystkie jego książki. Mam nadzieje, że wkrótce zostanie on zauważony i doceniony w taki sposób, na jaki zasługuje.

           Jeśli chodzi zaś o literackie rozczarowania 2017 roku, to na to miano zasłużyły według mnie dwie pozycje, którymi teraz pewnie zadziwię niektórych czytelników. Pierwszy tytuł to „Buntowaniczka z pustyni” A. Hamilton, a drugi to „Dziewczyna z Brooklynu” G. Musso. Nie znajdziecie opinii na ich temat na moim blogu, ponieważ nie byłam w stanie przebrnąć przez te książki do końca. Byłam tym bardzo zdziwiona, że pomimo tak dobrych opinii krążących o nich w sieci, nie potrafiły mnie wciągnąć. W pewnym momencie zmuszałam się do ich przeczytania, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Dlatego też odłożyłam je na bok, żeby być może kiedyś jeszcze do nich powrócić. Dlatego dwie wspomniane przeze mnie pozycje to dla mnie niestety wielkie rozczarowanie minionego roku.

         Wiedziałam już od samego początku, gdy Magda zapytała mnie o najlepszą i najgorszą
książkę przeczytaną w 2017 roku, że wybór tylko jednego tytułu będzie bardzo trudny – szczególnie w przypadku pozycji, którą mogłabym uznać za hit zeszłego roku. Po wielu godzinach namysłu wreszcie wybrałam i na podium książek pochłoniętych przeze mnie w zeszłym roku umieściłam „Brunatną kołysankę” Anny MalinowskiejDlaczego akurat ten konkretny tytuł? Po pierwsze książka porusza temat polskich dzieci poddanych germanizacji, a o tym powinno się mówić częściej i głośniej, ze względu na samą pamięć o ludziach, być może nawet naszych dziadkach i babciach, którzy przeżyli w swoim życiu coś tak strasznego – warto poznać i zgłębić ich historię. Dowiemy się z tej książki jak wyglądało „porywanie” polskich dzieci, jakie dzieci z chęcią pozyskiwano, czym były ośrodki Lebensbornu i jaką rolę w tym wszystkim odegrał Roman Hrabar. Po drugie, mimo że nie jest łatwą i lekką pozycją to styl i forma w jakiej została napisana ułatwiają jej odbiór i czyta się ją z dużym zainteresowaniem. Ja cały czas mam jej treść w głowie, cały czas wracam do niej oraz jej bohaterów pamięcią. „Brunatna kołysanka” to wartościowa książka.
          Przejdźmy do mniej miłego akcentu, czyli książki, którą z całą pewnością nikomu nie poleciłabym, a jest nią „Na linii świata” Manueli Gretkowskiej. Niestety jest to lektura, która jako pierwsza w moim dotychczasowym życiu zwyczajnie pokonała mnie i nie doczytałam jej do końca. Jest to mieszanka słabej i niesmacznej erotyki z jeszcze słabszym thrillerem, który thrillerem jest tylko z nazwy oraz sci-fi, do którego całe szczęście już nie dobrnęłam. Nie przemówiła do mnie ani treść, ani styl autorki i niestety uznaję tę książkę, bez chwili wahania, za najgorszą w 2017 roku.


          Bardzo długo się zastanawiałam, którą książkę ocenić jako najlepszą przeczytaną w 2017, bo wiele było naprawdę mocnych. Jeśli jednak mam wybrać jedną to myślę, że był to „Nocny film” Marishy Pessl. Ta książka to świetne połączenie kryminału i horroru. Autorka bardzo fajnie prowadziła fabułę – książka zawiera mnóstwo nieoczywistych zwrotów akcji i z napięciem wyczekiwałam dalszych wydarzeń. Ta historia tak wciąga, że nawet nie miałam pojęcia, kiedy przeczytałam te prawie 800 stron. Do tego pojawia się tu również wątek okultyzmu, który sprawia, że cała historia jest jeszcze bardziej mroczna i tajemnicza, a całość mocno oddziałuje na wyobraźnię czytelnika. Kolejną zaletą tej książki są licznie umieszczone pomiędzy tekstem zdjęcia, artykuły i notatki, a dzięki temu odniosłam wrażenie, że całość jest jeszcze bardziej wiarygodna, a także miałam poczucie uczestniczenia w śledztwie razem z bohaterami.
          Natomiast moim rozczarowaniem roku 2017 jest „Głód” Grahama Mastertona. Nazwisko tego autora zna chyba każdy i spotkałam się z tyloma pochlebnymi opiniami, że w ubiegłym roku postanowiłam zmienić to, że nie znam jeszcze jego twórczości. Sięgnęłam więc po pozycję, która akurat miała wtedy swoją premierę, ale przede wszystkim zaciekawił mnie jej opis. Apokaliptyczna wizja USA brzmiała wtedy dla mnie świetnie. Jednak moim zdaniem fabuła została mocno niedopracowana, bo jest w niej parę błędów logicznych (np. skoro zarazą została dotknięta pszenica, owoce i warzywa to dlaczego nikt nie wpadł na to, żeby iść łowić ryby?) I kolejną mocno rażącą rzeczą były dla mnie okropne sceny seksu, które były wręcz
niesmaczne, wulgarne. Było ich moim zdaniem zdecydowanie za dużo i wydało mi się to mocno przesadzone. Jednak to nie tak, że ta książka ma same wady, bo np. autor świetnie przedstawił zachowanie ludzi, którzy w obliczu paniki przestają myśleć logicznie i zachowują się jak dzikie zwierzęta, a także nie zabraknie tu wielu krwawych i brutalnych scen, które miłośnikom gatunku przypadną do gustu. Ta książka to jednak moje rozczarowanie roku, ponieważ o twórczości Mastertona słyszałam mnóstwo pochwał i moje oczekiwania względem tej książki były wysokie, a tymczasem moim zdaniem to bardzo słaba pozycja.



Angelika z BookMeHard
          Rok 2017 był dla mnie rokiem pod znakiem fantasy. Mimo to między tytułami z piekła rodem jak "Ja, diablica", przewijały się również te książki, które opisywały bardziej realne wydarzenia. Zacznę od pozycji, która najbardziej mnie rozczarowała. Był to "Początek wszystkiego" - Robyn Schneider. Według mnie była to przewidywalna historia, w której bohaterowie zostali ograbieni z osobowości.Czytało mi się ją, jak przepis na ciasto, nie wywoływała we mnie żadnych emocji, a przez to czytanie mnie męczyło, zamiast relaksować.
           Natomiast książka, na której wspomnienie przechodzi mnie dreszcz ekscytacji, to moje tegoroczne odkrycie: "Tajemnica diabelskiego kręgu" Anny Kańtoch, młodzieżówka, przy której włos jeży się na głowie. Autorka zabrała mnie do świata, który budził grozę i niepokój. Bohaterzy to w większości młodzież i dzieci.W połączeniu z dużą dawką paranormalnych zjawisk, które przewijały się przez fabułę, efekt był paraliżujący. Drugi tom tej serii "Tajemnica nawiedzonego lasu", również trzyma poziom, dlatego z czystym sumieniem mogę Wam polecić obie te książki

I na koniec ja- maobmaze
          W 2017 roku przeczytałam bardzo dużo świetnych książek, ale jedna była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że "Horyzont umysłu" Thomasa Arnolda okaże się tak świetną książką! Ta pozycja wciąga od pierwszej strony, jest nieprzewidywalna i zaskakująca. Pojawia się bardzo dużo wątków, które na koniec zgrabnie łączą się w jedną całość. Żadna postać w książce nie pojawiła się przez przypadek, każda w większym lub mniejszym stopniu jest powiązana ze sprawą. Niejednokrotnie miałam mętlik w głowie czytając tę książkę. Myliła mi się fikcja z rzeczywistością. Gdy myślałam już, że dany wątek rozwiązałam bez najmniejszego problemu, pojawiał się zwrot akcji powalający moją teorię na łeb, na szyję. W tej książce nic nie da się przewidzieć!
          Jeśli chodzi o największe rozczarowanie ubiegłego roku, to bez wątpienia była to książka "Obietnica mroku" Maxime Chattam'a. Pewnie wynika to z faktu, że przed przystąpieniem do lektury przejrzałam opinie na temat tej książki, które w większości były bardzo dobre. "Obietnica mroku" miała być pozycją bardzo brutalną, obrzydliwą i odpychającą. Chyba za dużo naczytałam się tego typu książek, by też tak sądzić. Moja ciekawość słabła z kolejnymi rozdziałami, zakończenie do tych bardzo zaskakujących również nie należało.


A jakie książki były dla Was wielkim zaskoczeniem i rozczarowaniem ubiegłego roku?
Dajcie znać w komentarzach :)

instagram